Opublikowano w wersji oryginalnej 21 lutego 2023 r. przez P. Jakubowskiego na stronie internetowej Naturics.
Rozdział 1 z mojej najnowszej książki "Naturalna struktura światowej społeczności przyszłości"
Nowa definicja dobra wspólnego
Na stronie internetowej Federalnej Agencji Edukacji Obywatelskiej czytamy następujący opis dobra wspólnego: "To, co przynosi korzyści wielu ludziom, nazywane jest "dobrem wspólnym". Na przykład prawo państwowe powinno służyć dobru wspólnemu i zapewniać pokojowe współistnienie. Przeciwieństwem dobra wspólnego jest zaspokajanie pragnień poszczególnych osób lub grup. W polityce i społeczeństwie często toczy się debata na temat tego, co dokładnie przynosi korzyści wszystkim. ... Czasami dochodzi do konfliktu między interesami poszczególnych osób a interesami dobra wspólnego. Wówczas decyzję podejmują sądy".
Wielu naukowców poważnie zastanawia się nad tym, w jaki sposób możemy lepiej chronić wspólne dobro w przyszłości, nie tylko jednego narodu, ale całej globalnej społeczności. Filozof moralności Michael J. Sandel obawia się nawet końca dobra wspólnego, skoro na całym świecie rośnie liczba populistów. W swojej najnowszej książce ("Vom Ende des Gemeinwohls; Wie die Leistungsgesellschaft unsere Demokratien zerreißt"; wydanie niemieckie S. Fischer, październik 2022 r.) opisuje, w jaki sposób i dlaczego powinniśmy przeciwstawiać się tyranii wydajności. Sugeruje również, że w tym celu musimy również przemyśleć koncepcję dobra wspólnego. Aby to zrobić, musimy przezwyciężyć tendencję do skrajnej indywidualizacji w naszym społeczeństwie, która jest zgubna dla każdej demokracji, poprzez wzmocnienie i ponowne podkreślenie naszych moralnych więzi z innymi. Aby pogłębić te przemyślenia, w tym rozdziale zacytuję kilka fragmentów bezpośrednio z książki Sandela.
Treść tej wartościowej książki, ujęta w jednym zdaniu, brzmi następująco (s. 27):
"Aby móc znaleźć wyjście ze spolaryzowanej polityki naszych czasów, potrzebujemy rozliczenia z zasługami i osiągnięciami".
A podejście do rozwiązania problemu, również w jednym zdaniu, mogłoby brzmieć (s. 28):
"Musimy wyjaśnić, czy rozwiązaniem naszej chaotycznej polityki jest jeszcze pewniejsze życie zgodnie z zasadą zasług, czy też powinniśmy szukać wspólnego dobra poza selekcją i konkurencją".
I nieco szersze wyjaśnienie tego, o czym mówi autor (s. 30):
"Trudna rzeczywistość jest taka, że Trump został wybrany, ponieważ sięgnął do źródła lęków, frustracji i uzasadnionych skarg, na które ugruntowane partie nie miały przekonujących odpowiedzi. Podobna trudna sytuacja dotyka europejskie demokracje. Zanim partie te będą mogły liczyć na odzyskanie poparcia społecznego, muszą ponownie przemyśleć swoją misję i cel. Aby to zrobić, powinny uczyć się od populistycznych protestów, które je wyparły - nie poprzez naśladowanie ich ksenofobii i ostrego nacjonalizmu, ale poprzez poważne traktowanie uzasadnionych skarg, z którymi powiązane są te brzydkie uczucia.
Takie myślenie powinno rozpocząć się od uświadomienia sobie, że te żale są nie tylko ekonomiczne, ale także moralne i kulturowe; dotyczą nie tylko płac i miejsc pracy, ale także szacunku społecznego".
Najważniejsze słowa kluczowe dla przyczyn tej sytuacji, którą autor nazywa "polityczną porażką o historycznych proporcjach", są następujące (s. 33):
"U podstaw tej porażki leży podejście, zgodnie z którym ugruntowane partie zaprojektowały i zrealizowały projekt globalizacji w ciągu ostatnich czterech dekad. Dwa aspekty tego projektu stworzyły warunki, które podtrzymują populistyczne protesty. Jednym z nich jest technokratyczny sposób kształtowania wspólnego dobra, a drugim merytokratyczny sposób definiowania zwycięzców i przegranych".
Historyczne tło tej niefortunnej zmiany można przeczytać na stronie 34:
"Ta zmiana rozpoczęła się w latach 80-tych. Ronald Reagan i Margaret Thatcher wierzyli, że państwo jest problemem, a rynki rozwiązaniem. Kiedy opuścili scenę polityczną, centrolewicowi politycy, którzy po nich nastąpili - Bill Clinton w USA, Tony Blair w Wielkiej Brytanii i Gerhard Schröder w Niemczech - złagodzili, ale także umocnili wiarę w rynek. Wygładzili szorstkie krawędzie uwolnionych rynków, ale pozostawili nietknięte główne założenie ery Reagana/Thatcher - że mechanizmy rynkowe są podstawowym narzędziem realizacji wspólnego dobra. Zgodnie z tym przekonaniem, przyjęli oni rynkową wersję globalizacji i z zadowoleniem przyjęli rosnące przechwytywanie gospodarki przez kapitalizm rynku finansowego".
Co teraz? Wstępna propozycja rozwiązania Michaela Sandela brzmi następująco (s. 52):
"Aby przywrócić demokrację, musimy znaleźć drogę do bardziej moralnie solidnego dyskursu publicznego - takiego, który poważnie traktuje niszczący wpływ merytokratycznej konkurencji na więzi społeczne, które składają się na nasze życie wspólnotowe".
Aby zrozumieć tę propozycję nieco szerzej, kontynuujemy czytanie na stronie 361 jego książki:
"Jeśli demokracja nie jest niczym więcej niż ekonomią przy użyciu innych środków, jeśli polega jedynie na sumowaniu naszych indywidualnych interesów i preferencji, to jej los nie zależy od moralnych więzi jej obywateli. Konsumpcyjna koncepcja demokracji może spełniać swoją ograniczoną rolę niezależnie od tego, czy dzielimy tętniące życiem życie wspólnotowe, czy też zamieszkujemy sprywatyzowane enklawy z ludźmi naszego pokroju.
Ale jeśli dobro wspólne można osiągnąć tylko wtedy, gdy wspólnie z naszymi współobywatelami zastanawiamy się nad celami godnymi naszej wspólnoty politycznej, to demokracja nie może być obojętna na charakter życia społecznego. Nie wymaga to idealnej równości. Konieczne jest jednak, aby obywatele z różnych środowisk spotykali się we wspólnych przestrzeniach i miejscach publicznych. W ten sposób uczymy się negocjować i znosić nasze różnice. W ten sposób udaje nam się dbać o wspólne dobro".
Kilka stron wcześniej (s. 356) Michael Sandel jeszcze wyraźniej opisuje niebezpieczeństwo dzisiejszego skrajnego indywidualizmu:
"Bycie zorientowanym wyłącznie lub przede wszystkim na (społeczny) awans w niewielkim stopniu pielęgnuje więzi społeczne i obywatelskie, których wymaga demokracja. Nawet społeczeństwo, które odnosi większe sukcesy w zakresie mobilności w górę niż nasze, powinno również pozwolić tym, którzy nie awansują, rozwijać się w miejscu i czuć się członkami projektu społecznego".
Jak to możliwe, że najwyraźniej zrezygnowaliśmy z dobra wspólnego? Wyjaśnia (na s. 315):
"Jednak idea, że pieniądze, które zarabiamy, odzwierciedlają wartość naszego wkładu w społeczeństwo, stała się głęboko zakorzeniona w ostatnich dziesięcioleciach. Rozbrzmiewa ona w całej kulturze publicznej.
Merytokratyczna selekcja pomogła ugruntować tę ideę. Dotyczy to również neoliberalnej lub zorientowanej na rynek wersji globalizacji, która została przyjęta przez ugruntowane partie centroprawicowe i centrolewicowe od lat 80-tych. Nawet gdy globalizacja doprowadziła do ogromnych nierówności, te dwa poglądy - merytokratyczny i neoliberalny - ograniczyły podstawy do sprzeciwu wobec niej. Podważały one również godność pracy i podsycały niechęć wobec elit, a także odpowiadające im reakcje polityczne".
I dalej (na s. 325):
"Każda poważna odpowiedź na frustrację klasy robotniczej musi zwalczać elitarną protekcjonalność i uprzedzenia, które dojrzały w kulturalnej sferze publicznej. Musi również umieścić godność pracy w centrum agendy politycznej. (...) Sposób, w jaki społeczeństwo uznaje i nagradza pracę, ma kluczowe znaczenie dla tego, jak definiuje wspólne dobro".
Opisuje jednak również możliwe wyjście z tej nieszczęśliwej sytuacji (na s. 330):
"Wszechogarniający gniew w kraju jest bowiem przynajmniej częściowo kryzysem uznania. A nasz wkład w dobro wspólne, za który otrzymujemy uznanie, jest dokonywany w naszej roli producentów, a nie konsumentów.
...
Nie można tego osiągnąć wyłącznie poprzez działalność gospodarczą. Ważniejsze jest negocjowanie z naszymi współobywatelami, jak osiągnąć dobre i sprawiedliwe społeczeństwo - takie, które kultywuje cnoty obywatelskie i upoważnia wszystkich do wspólnego myślenia o wartościowych celach dla naszej wspólnoty politycznej".
I dalej (na s. 332):
"Obywatelska koncepcja dobra wspólnego wymaga zatem pewnego rodzaju polityki, która zapewnia możliwości publicznej dyskusji. Ale sugeruje również pewien sposób myślenia o pracy. Z perspektywy wyobraźni obywatelskiej naszą najważniejszą rolą w gospodarce nie jest rola konsumenta, ale producenta. W związku z tym rozwijamy i ćwiczymy nasze umiejętności; dostarczamy towary i usługi, aby zaspokoić potrzeby naszych współobywateli i otrzymujemy w zamian uznanie społeczne. Prawdziwa wartość naszego wkładu nie może być mierzona otrzymywanym wynagrodzeniem, ponieważ płace są ... zależą od losowości podaży i popytu. Wartość naszego wkładu zależy raczej od moralnego i obywatelskiego znaczenia celów, którym służą nasze wysiłki. Obejmuje to niezależną ocenę moralną, której rynek pracy, jakkolwiek wydajny, nie może zapewnić".
Aby wzmocnić swoje przemyślenia, Sandel cytuje nawet list pasterski Krajowej Konferencji Biskupów Katolickich USA (s. 334):
"Wszyscy ludzie 'mają obowiązek być aktywnymi i produktywnymi uczestnikami życia społecznego', a państwo ma 'obowiązek organizowania instytucji gospodarczych i społecznych tak, aby ludzie mogli wnosić wkład w społeczeństwo w sposób szanujący ich wolność i godność pracy'". "
Wreszcie kluczowe pytanie (s. 338):
"Teraz pytanie brzmi, jak mógłby wyglądać alternatywny projekt polityczny".
Ostatni rozdział książki Sandela nosi podtytuł "Uznanie pracy". Przytaczam tutaj ostatnie zdania tego rozdziału, ponieważ są one bardzo ważne dla naszej dalszej dyskusji na temat koniecznej odnowy naszej demokracji (s. 352-353):
"Debata o tym, kto jest twórcą, a kto biorcą w dzisiejszej gospodarce, ostatecznie sprowadza się do debaty o sprawiedliwym wkładzie - o tym, które role gospodarcze powinny być cenione i uznawane. Dokładna dyskusja na ten temat wymaga publicznej debaty na temat tego, co należy uznać za wartościowy wkład w dobro wspólne. ... Ale moim głównym celem jest to, że godność pracy może zostać odnowiona tylko wtedy, gdy będziemy debatować nad kwestiami moralnymi, które leżą u podstaw naszego porządku gospodarczego - kwestiami, które zostały zaciemnione przez technokratyczną politykę ostatnich dziesięcioleci.
Jedno z tych pytań dotyczy tego, jakie rodzaje pracy zasługują na uznanie i docenienie. Inne dotyczy tego, co jesteśmy winni sobie nawzajem jako obywatele. Pytania te są ze sobą powiązane. Nie możemy bowiem określić, co liczy się jako wartościowy wkład, bez wspólnego zastanowienia się nad celami i zadaniami naszego życia społecznego. A nie możemy myśleć o wspólnych celach i zadaniach bez poczucia przynależności, poczucia obowiązku wobec siebie nawzajem jako członków społeczności. Tylko w takim stopniu, w jakim polegamy na innych i uznajemy naszą zależność, naprawdę mamy powód, by doceniać ich wkład w nasz wspólny dobrobyt. Wymaga to wystarczająco silnego poczucia wspólnoty, aby obywatele mogli powiedzieć i uwierzyć, że "wszyscy jedziemy na tym samym wózku" - nie jako rytualne zaklęcie w czasach kryzysu, ale jako zrozumiałe odzwierciedlenie naszego codziennego życia.
W ciągu ostatnich czterech dekad napędzana przez rynek globalizacja i merytokratyczne pojęcie sukcesu rozerwały te moralne więzi. Globalne łańcuchy dostaw, przepływy kapitału i kosmopolityczne tożsamości, którym sprzyjają, sprawiły, że jesteśmy mniej zależni od naszych współobywateli, mniej wdzięczni za ich pracę i mniej otwarci na żądania solidarności. Merytokratyczna selekcja nauczyła nas, że nasz sukces opiera się na naszych własnych osiągnięciach, niszcząc nasze poczucie obowiązku. Znajdujemy się teraz w samym środku wściekłego wichru, który wywołała ta dezintegracja. Aby przywrócić godność pracy, musimy naprawić więzi społeczne, które zniszczyła era merytokracji".
Jak zauważyliście, kursywą podkreśliłem kilka myśli z książki Sandelsa. Przedstawmy je jeszcze raz, abyśmy mogli je lepiej zapamiętać podczas dalszej lektury mojej książki.
"Dwa aspekty tego projektu stworzyły warunki, które podtrzymują populistyczny protest. Jednym z nich jest technokratyczny sposób kształtowania wspólnego dobra, a drugim merytokratyczny sposób definiowania zwycięzców i przegranych".
"Aby ożywić demokrację, musimy znaleźć drogę do bardziej moralnie solidnego dyskursu publicznego - takiego, który poważnie traktuje niszczący wpływ merytokratycznej konkurencji na więzi społeczne, które składają się na nasze wspólne życie".
"Nie wymaga to idealnej równości. Konieczne jest jednak, aby obywatele z różnych środowisk spotykali się we wspólnych przestrzeniach i miejscach publicznych. W ten sposób uczymy się negocjować i znosić nasze różnice. W ten sposób udaje nam się dbać o wspólne dobro".
"... nie chodzi tylko o płace i pracę, ale także o szacunek społeczny".
"... sposób, w jaki społeczeństwo uznaje i nagradza pracę, ma kluczowe znaczenie dla tego, jak definiuje wspólne dobro".
"Koncepcja społeczeństwa obywatelskiego jako dobra wspólnego wymaga zatem pewnego rodzaju polityki, która zapewnia możliwości publicznej dyskusji".
"Ponieważ nie możemy zdefiniować tego, co liczy się jako wartościowy wkład, bez wspólnego zastanowienia się nad celami i zadaniami naszego życia społecznego. A nie możemy myśleć o wspólnych celach i zadaniach bez poczucia przynależności, poczucia obowiązku wobec siebie nawzajem jako członków społeczności".
To właśnie tym utraconym poczuciem wspólnoty zajmuję się w innych rozdziałach tej książki. Oczywiście obejmuje to również politykę, która musi zapewniać warunki do publicznej dyskusji. Ale przede wszystkim polityka, która umożliwia obywatelom z różnych społeczności, rodzin, rodzin wielopokoleniowych, gmin, a nawet większych dzielnic, spotykanie się w miejscach publicznych w grupach, które są wspólne, ale zawsze możliwe do zarządzania, w celu dbania o wspólne dobro. Aby to zrobić, musimy zacząć od zera. Musimy stworzyć nowe domy dla takich spójnych grup ludzi. Aby to zrobić, potrzebujemy nowej infrastruktury miejskiej i nowych obiektów socjalnych dla wszystkich grup społecznych.
W rozdziałach 3 i 4 przedstawiam moją wizję naszej globalnej społeczności w niedalekiej przyszłości (za kilka dekad) i sposób, w jaki można ją zrealizować w praktyce. Ale zanim to nastąpi, w rozdziale 2, zwracam się z bezpośrednim apelem do naszych młodych ludzi. Bez ich udziału nie możemy mieć nadziei na pokojową przyszłość jako jedna światowa społeczność.