A28-Pl. Prognozy pogody: W zasadzie nadal tylko żart?

Opublikowano w wersji oryginalnej 25 kwietnia 2023 r. przez P. Jakubowskiego na stronie internetowej Naturics.

Oficjalna prognoza pogody na wiosnę 2023 r. uwzględniała już rychłe "załamanie się" wiru polarnego w połowie marca. Nie wykluczano ponownych opadów śniegu na początku kwietnia. I rzeczywiście tak się stało, zwłaszcza w Alpach, ale także w niskich pasmach górskich.

Prognozy te opierały się na modelach używanych obecnie przez "meteorologów". A są one skrajnie różne. Podczas gdy model europejski (ECMFW) przewiduje wczesne lato, model kanadyjski (GEM) ostrzega przed późną zimą.


Porównanie różnych prognoz pokazuje ogromną rozbieżność, od ekstremalnie gorącej pogody

do ekstremalnie zimnej:

Jak i dlaczego doszło do tego prognostycznego chaosu? To trudne i aktualne pytanie. Zwłaszcza w związku z dwoma bardziej dalekosiężnymi pytaniami: 1. jak wiarygodne są średnio- i długoterminowe prognozy pogody? 2. czy nadal mają one jakąkolwiek wartość dla tradycyjnych modeli klimatycznych?

Niestety, odpowiedzi na te dwa ważne pytania są negatywne:

1. aktualne średnio- i długoterminowe prognozy pogody są nadal bardzo niewiarygodne; oraz

2. są bezwartościowe dla dobrego modelu klimatycznego.

Powód tej trudnej sytuacji znamy już z wcześniejszych postów na tej stronie z jej blogiem i aplikacją.

W skrócie: Ziemia nie jest odizolowaną wyspą w kosmosie.

Kosmiczne wiatry ze wszystkich gwiazd w Kosmicznej Hierarchii Układu Słonecznego wpływają na globalny klimat Ziemi znacznie silniej niż wszystkie nasze ludzkie działania. "Nowoczesne" optimum klimatyczne już się skończyło i ten "kosmiczny wiatr" (lub bardziej naukowo; kosmiczny transfer energii) słabnie. Układ Słoneczny (w tym oczywiście Ziemia) otrzymuje coraz mniej energii z zewnątrz; dopływ energii do Ziemi znów stanie się znacznie słabszy, a globalny klimat zimniejszy.

BV8-Pl. Słońce idzie spać

Opublikowano w wersji oryginalnej 22 lutego 2023 r. przez P. Jakubowskiego na stronie internetowej Naturics.

Aktywność energetyczna Słońca wykazuje dość stabilny cykl trwający około 11 lat. Liczba plam słonecznych obserwowanych każdego dnia na powierzchni Słońca jest często traktowana jako miara tej aktywności. W ostatnich dziesięcioleciach liczba ta wyglądała jak na poniższym wykresie ISES:

Widzimy tutaj rzeczywistą zaobserwowaną liczbę plam słonecznych podczas cykli od 20 do 24. Widzimy również prognozę progresji obecnego cyklu 25, pokazaną czerwoną linią. Jednak liczba plam słonecznych zaobserwowanych w ciągu ostatnich dwóch lat rośnie znacznie gwałtowniej niż przewiduje prognoza. Wczesne przewidywanie aktywności słonecznej nie jest łatwe. Stało się to nawet sztuką, ponieważ tradycyjna astrofizyka nie ma teorii opisującej tę aktywność. Z drugiej strony, obserwacja aktywności słonecznej stała się bardzo ważna w ostatnich dziesięcioleciach, ponieważ aktywność słoneczna jest powiązana z wahaniami globalnego klimatu Ziemi. Wyjaśniłem, co jest błędne, a co słuszne w tym założeniu w moich dwóch wcześniejszych postach tutaj ("Ir6. Plamy słoneczne nie mają wpływu na klimat Ziemi." i "Ir7. Źródłem burz słonecznych nie jest Słońce.").

Ale teraz chcemy zademonstrować siłę mojej Ujednoliconej Nauki, przedstawiając prognozę nie tylko dla obecnego cyklu słonecznego 25, ale także dla następnego cyklu 26. Żaden naukowiec na świecie nigdy wcześniej tego nie zrobił.

Prognoza NASA dla cyklu 25 została przedstawiona na poniższym wykresie:

Obserwowany obecnie gwałtowny wzrost liczby plam słonecznych zmotywował nawet niektórych naukowców do założenia znacznie większej aktywności Słońca (czerwona krzywa tutaj powyżej). Moim zdaniem takie założenie jest całkowicie błędne. Maksymalna liczba plam słonecznych w tym cyklu raczej nie przekroczy 120. Bardziej prawdopodobne jest, że Słońce zapadnie w "kosmiczny sen" w ciągu najbliższych kilku dekad. To moje twierdzenie opiera się na obliczeniach aktywności energetycznej Kosmicznej Hierarchii Układu Słonecznego w ciągu ostatnich tysiącleci. Najnowszy wyciąg z tych obliczeń można zobaczyć graficznie na poniższym diagramie (linki do moich książek można znaleźć na stronie głównej tej witryny):

Uwaga do tego wykresu: niebieska krzywa to wyliczona względna aktywność Kosmicznej Hierarchii, a czerwona krzywa to ta sama aktywność uśredniona dla jednego cyklu słonecznego.

Zgodnie z tymi obliczeniami, prognoza ISES (z pierwszego wykresu powyżej) powinna być raczej rozumiana jako oznaczająca, że maksimum cyklu 25 miało już miejsce tej zimy, jak pokazano poniżej:

W związku z tym minimum aktywności słonecznej pomiędzy cyklami 25 i 26 również zostanie osiągnięte znacznie wcześniej niż w 2033 r., a mianowicie w 2029 r., zgodnie z poniższymi przewidywaniami:

Aktywność słoneczna w kolejnych dekadach będzie znacznie niższa niż w ostatnich dekadach XX wieku. Nie spowoduje to jeszcze nowej epoki lodowcowej na Ziemi, ale globalnie stanie się ona znacznie chłodniejsza. Słońce idzie spać!

Aktualizacja wartości obserwacyjnych w dniu 29 grudnia 2023 r. wygląda jak na poniższym wykresie.

Ciekawie będzie zobaczyć, jak potoczą się najbliższe miesiące; czy maksimum cyklu 25 jest już za nami, jak sugeruje nasza prognoza Naturics, czy też zostanie opóźnione. Jestem jednak przekonany, że maksimum w 2025 r. byłoby zdecydowanie za późno. Zobaczymy. A przede wszystkim kolejne maksimum 26 również wystąpi kilka lat wcześniej.

A27-Pl. Apel do “ostatniego” pokolenia

Opublikowano w wersji oryginalnej 21 lutego 2023 r. przez P. Jakubowskiego na stronie internetowej Naturics.

Rozdział 2 z mojej najnowszej książki "Naturalna struktura światowej społeczności przyszłości"

Drodzy aktywiści "Ostatniego Pokolenia" i wszystkich innych ruchów na rzecz "ratowania" klimatu i środowiska!

Zasadniczo to, co robicie, jest godne pochwały; to, że uświadamiacie starszym ludziom pilną potrzebę znalezienia zrównoważonego rozwiązania obecnych problemów świata. Ale bądźmy ze sobą szczerzy. W rzeczywistości nie jesteście (jeszcze) pokoleniem, ani ostatnim, ani kolejnym. Dopóki nie założyliście własnych rodzin, jesteście członkami pokolenia swoich rodziców. Jeśli odmówicie założenia własnych rodzin teraz i w najbliższej przyszłości, sprawicie, że to nie wy a pokolenie waszych rodziców będzie ostatnim pokoleniem; przynajmniej wzdłuż gałęzi drzewa genealogicznego waszej własnej rodziny. Nie jest to przestępstwo, ale jest to porażka. Aby stworzyć własne pokolenie, trzeba przestać się gdzieś przyklejać lub zakopywać. Musielibyście wziąć głęboki oddech, spojrzeć na siebie nawzajem w swoich szeregach i postrzegać siebie nawzajem z uczuciem. Jest was już tak wielu, że większość z was mogłaby znaleźć dla siebie partnera życiowego w tym tłumie. Musielibyście założyć z nim (lub nią) rodzinę, zaplanować jedno, dwoje lub nawet troje własnych dzieci i być przygotowani na modelowanie szczęśliwego życia rodzinnego dla tych dzieci. Tylko wtedy dorośniecie, by stać się przyszłym pokoleniem naszej globalnej społeczności. Tutaj również, jak często w uczciwym życiu razem, motto brzmi: najpierw dawaj, potem bierz.

Niemniej jednak Twoje obawy o przyszłość nie są bezpodstawne. Dlatego, równolegle do osobistych planów, jesteś wezwany do pozostania aktywnym. Ale rozsądnie i jeszcze bardziej nieustępliwie. Być może powinieneś znacznie skuteczniej przykleić się do ław posłów Bundestagu, aby mogli pracować szybciej (ponieważ muszą wtedy stać) i uchwalać niezbędne ustawy, które umożliwią Ci realizację Twoich osobistych planów. Potrzebujecie przecież odpowiednich mieszkań, przedszkoli, szkół, miejsc pracy, sklepów, gabinetów lekarskich i różnych możliwości interakcji społecznych zapewnianych przez społeczeństwo (a nie przez 'rekiny' handlujące nieruchomościami).

To, w jaki sposób dobro wspólne powinno (a nawet musi) zostać przedefiniowane (i zrealizowane) w konkretnych terminach, jest czymś, o czym wspomnieliśmy powyżej, cytując słowa Michaela Sandela. Teraz chodzi o nasze wyzwolenie od "tyranii wydajności". I od tyranii niedokształcenia (lub błędnego wykształcenia). Przez błędną edukację rozumiem tylko pozornie pożądaną edukację nas wszystkich w tradycyjnej, iluzorycznej wizji świata, w którym żyjemy. Wizji, która utrzymuje nas w ciągłym strachu przed jakąś "katastrofą naturalną" i degraduje nas do pracowicie konsumujących indywidualistów. Wymieranie gatunków, kryzys klimatyczny, kryzys energetyczny, kryzys wody pitnej, głód - to wszystko realne zjawiska w dzisiejszym świecie. Ale interpretacje dostarczane przez tradycyjną naukę, a w tym ich rzekome przyczyny, są zazwyczaj całkowicie błędne. Niezależnie od tego, czy stoi za tym intencja, czy nie, musimy domagać się od polityków, aby ten "analfabetyzm społeczny" nie był już przekazywany naszej młodzieży.

Przykład 1:

O faktycznie obserwowanym masowym wymieraniu Gatunków

(Fragment mojej książki "Uniwersalna Filozofia Życia; Universale Philosophie des Lebens", str. 486; link do mojej strony internetowej znajduje się na stronie tytułowej).

Największym zagrożeniem dla sukcesu samej ewolucji są okresy masowego wymierania, które w pewnych odstępach czasu działają przeciwko ewolucji. Dzisiejsza nauka uznaje kilka minionych okresów wymierania organizmów. Nasza Hierarchia Kosmiczna popiera nawet tezę, że końcowi każdego z jej okresów poziomów od 3 w górę zawsze towarzyszył odpowiednio silny przewrót warunków życia na Ziemi. Przejście takie zawsze wprowadzane było uderzeniami odpowiednio (do poziomu kończącego się okresu) dużych obiektów kosmicznych. Wywoływały one odpowiednio intensywne trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, osunięcia ziemi, tsunami, pożary lasów i długotrwałe zaciemnienie atmosfery. W końcu zawsze dochodziło do odpowiednio intensywnych, długotrwałych zmian klimatycznych, tak że wymuszone zostały odpowiednie podziały nowych grup organizmów; po tym jak poprzednie grupy zniknęły w znacznym stopniu, a nawet całkowicie, z powierzchni Ziemi.

(I od str. 538) Pamiętajmy, że fala wymierania 65 milionów lat temu, w jednym z poprzednich skoków stopnia 7 Hierarchii Kosmicznej, zakończyła nie tylko erę dinozaurów, ale także życie około 70% wszystkich żyjących wówczas grup organizmów. 259 milionów lat temu, w ostatnim skoku stopnia 8, jeszcze silniejsza fala wymierania spowodowała zatrzymanie niemal całego życia na Ziemi. Czy może być jeszcze gorzej? Tak, może być i będzie. To nie jest fatum. To naukowe stwierdzenie. Ta "szósta fala wymierania", o której się coraz głośniej mówi, jest prawdziwa. Ale dzisiaj wciąż jeszcze jesteśmy stosunkowo na jej początku. Tym razem mówimy o fali wymierania stopnia 9, o czym po raz kolejny przypomina nam poniższy diagram. W fali wymierania o takiej intensywności wymrą nie tylko wszystkie żywe organizmy, ale prawdopodobnie także planety, a nawet gwiazdy.

Dlatego też, w przeciwieństwie do histerii klimatycznej, tym razem tradycyjna nauka ma rację ze swoim ostrzeżeniem. Stoimy w obliczu sytuacji, która jest wyjątkowa dla ludzkości. I jest ona ostateczna.

Co więc powinniśmy zrobić? Wpadać w panikę i nic nie robić? Absolutnie nie. Przede wszystkim musimy zachować spokój i być dobrze poinformowani.

Jak widzimy, koniec Układu Słonecznego jest nieodwracalny.

Przykład 2:

O prawdziwie obserwowanych zmianach w globalnym klimacie

(Fragment mojej książki "Ja, Ty, i my Wszyscy; Ich, Du, und wir Alle"; str. 243)

Modele klimatyczne oparte wyłącznie na analizie powierzchni i atmosfery Ziemi nie mogą odpowiadać rzeczywistości historycznej, ponieważ ignorują kosmiczną naturę globalnego klimatu. Wiarygodny model klimatu musi również umożliwiać historycznie dokładną rekonstrukcję przeszłych okresów w klimacie Ziemi. I to nie tylko na przestrzeni dekad, ale i tysiącleci. Żaden z modeli klimatycznych, które "sprzedaje" nam dzisiejsza nauka, nie jest w stanie tego zrobić. Żaden z nich! Bez względu na to, ile setek lub tysięcy tradycjonalistów zbierze się razem. Z drugiej strony, najprostsza analiza energetycznego osadzenia Ziemi w Kosmicznej Hierarchii Układu Słonecznego prowadzi do doskonałego dopasowania naszego modelu klimatycznego do rzeczywistości historycznej. Poniższy wykres przedstawia ostatnie prawie dwa tysiące lat tej rekonstrukcji.

Wyraźnie widać na nim Średniowieczne Optimum globalnego klimatu (sekcja 4) i obecne Optimum (sekcja 12), a także Małą Epokę Lodową (sekcja 9). Widać również, że globalny klimat w XIV wieku był nawet chłodniejszy niż w XVII wieku. Można również zauważyć, że tradycyjnie preferowane ograniczenie analizy do lat 1860-1990 nie pozwala na wyciągnięcie ogólnie słusznych wniosków, jeśli chodzi o przyczyny wzrostu globalnej temperatury w tym okresie. W naszej analizie kosmicznej nie ma czynnika ludzkiego dla rzeczywistego wzrostu globalnej temperatury w tym okresie 1860-1990.

Dodatkową zaletą naszej analizy kosmicznej jest możliwość spojrzenia w przyszłość. Górny wykres przedstawia również prognozę zmian globalnej temperatury powierzchni Ziemi do 2500 r. W ciągu najbliższych kilku stuleci Ziemia nigdy nie będzie tak ciepła, jak w ostatnich dziesięcioleciach. 24 wiek znów będzie "przejmująco" zimny.

Istnieje tak wiele dobrych i wartościowych raportów innych autorów na temat kryzysu energetycznego, kryzysu wody pitnej i głodu na prawie całym świecie, że nie będę tutaj przytaczał tych przykładów. Przeczytaj je sam w Internecie.

Mimo tych wszystkich kryzysów pozostaję optymistą, także dlatego, że istniejecie wy, młodzi ludzie, którzy obudziliście się i nie macie już żadnych zahamowań przed wytykaniem "starej gwardii" polityki ich błędów, zanim wykonają swoją pracę należycie lub zrezygnują ze stanowisk i przekażą ster przyszłości w młodsze ręce.

Stąd mój apel: bądźcie aktywni w obu wymiarach, tym mniejszym ("lokalnym"), by wychować własne dzieci, i tym globalnym (światowym), by zapewnić tym dzieciom szczęśliwą przyszłość. Walka z poszczególnymi politykami to strata czasu; zawsze zostaną oni zastąpieni przez takich samych (lub nawet gorszych). Musimy przeorientować cały system; słowami Michaela Sandela: skończyć z tyranią wydajności, przywrócić godność pracy i postawić naturalne (rodzinne) więzi międzyludzkie na czele naszej koegzystencji.

Dla przypomnienia, dwa zdania z jego książki:

"... nie chodzi tylko o płace i miejsca pracy, ale także o szacunek społeczny". "... sposób, w jaki społeczeństwo uznaje i nagradza pracę, ma kluczowe znaczenie dla tego, jak definiuje ono wspólne dobro".

Z9.-Pl Michael J. Sandel, “Koniec dobra wspólnego”

Opublikowano w wersji oryginalnej 21 lutego 2023 r. przez P. Jakubowskiego na stronie internetowej Naturics.

Rozdział 1 z mojej najnowszej książki "Naturalna struktura światowej społeczności przyszłości"

Nowa definicja dobra wspólnego

Na stronie internetowej Federalnej Agencji Edukacji Obywatelskiej czytamy następujący opis dobra wspólnego: "To, co przynosi korzyści wielu ludziom, nazywane jest "dobrem wspólnym". Na przykład prawo państwowe powinno służyć dobru wspólnemu i zapewniać pokojowe współistnienie. Przeciwieństwem dobra wspólnego jest zaspokajanie pragnień poszczególnych osób lub grup. W polityce i społeczeństwie często toczy się debata na temat tego, co dokładnie przynosi korzyści wszystkim. ... Czasami dochodzi do konfliktu między interesami poszczególnych osób a interesami dobra wspólnego. Wówczas decyzję podejmują sądy".

Wielu naukowców poważnie zastanawia się nad tym, w jaki sposób możemy lepiej chronić wspólne dobro w przyszłości, nie tylko jednego narodu, ale całej globalnej społeczności. Filozof moralności Michael J. Sandel obawia się nawet końca dobra wspólnego, skoro na całym świecie rośnie liczba populistów. W swojej najnowszej książce ("Vom Ende des Gemeinwohls; Wie die Leistungsgesellschaft unsere Demokratien zerreißt"; wydanie niemieckie S. Fischer, październik 2022 r.) opisuje, w jaki sposób i dlaczego powinniśmy przeciwstawiać się tyranii wydajności. Sugeruje również, że w tym celu musimy również przemyśleć koncepcję dobra wspólnego. Aby to zrobić, musimy przezwyciężyć tendencję do skrajnej indywidualizacji w naszym społeczeństwie, która jest zgubna dla każdej demokracji, poprzez wzmocnienie i ponowne podkreślenie naszych moralnych więzi z innymi. Aby pogłębić te przemyślenia, w tym rozdziale zacytuję kilka fragmentów bezpośrednio z książki Sandela.

Treść tej wartościowej książki, ujęta w jednym zdaniu, brzmi następująco (s. 27):

"Aby móc znaleźć wyjście ze spolaryzowanej polityki naszych czasów, potrzebujemy rozliczenia z zasługami i osiągnięciami".

A podejście do rozwiązania problemu, również w jednym zdaniu, mogłoby brzmieć (s. 28):

"Musimy wyjaśnić, czy rozwiązaniem naszej chaotycznej polityki jest jeszcze pewniejsze życie zgodnie z zasadą zasług, czy też powinniśmy szukać wspólnego dobra poza selekcją i konkurencją".

I nieco szersze wyjaśnienie tego, o czym mówi autor (s. 30):

"Trudna rzeczywistość jest taka, że Trump został wybrany, ponieważ sięgnął do źródła lęków, frustracji i uzasadnionych skarg, na które ugruntowane partie nie miały przekonujących odpowiedzi. Podobna trudna sytuacja dotyka europejskie demokracje. Zanim partie te będą mogły liczyć na odzyskanie poparcia społecznego, muszą ponownie przemyśleć swoją misję i cel. Aby to zrobić, powinny uczyć się od populistycznych protestów, które je wyparły - nie poprzez naśladowanie ich ksenofobii i ostrego nacjonalizmu, ale poprzez poważne traktowanie uzasadnionych skarg, z którymi powiązane są te brzydkie uczucia.

Takie myślenie powinno rozpocząć się od uświadomienia sobie, że te żale są nie tylko ekonomiczne, ale także moralne i kulturowe; dotyczą nie tylko płac i miejsc pracy, ale także szacunku społecznego".

Najważniejsze słowa kluczowe dla przyczyn tej sytuacji, którą autor nazywa "polityczną porażką o historycznych proporcjach", są następujące (s. 33):

"U podstaw tej porażki leży podejście, zgodnie z którym ugruntowane partie zaprojektowały i zrealizowały projekt globalizacji w ciągu ostatnich czterech dekad. Dwa aspekty tego projektu stworzyły warunki, które podtrzymują populistyczne protesty. Jednym z nich jest technokratyczny sposób kształtowania wspólnego dobra, a drugim merytokratyczny sposób definiowania zwycięzców i przegranych".

Historyczne tło tej niefortunnej zmiany można przeczytać na stronie 34:

"Ta zmiana rozpoczęła się w latach 80-tych. Ronald Reagan i Margaret Thatcher wierzyli, że państwo jest problemem, a rynki rozwiązaniem. Kiedy opuścili scenę polityczną, centrolewicowi politycy, którzy po nich nastąpili - Bill Clinton w USA, Tony Blair w Wielkiej Brytanii i Gerhard Schröder w Niemczech - złagodzili, ale także umocnili wiarę w rynek. Wygładzili szorstkie krawędzie uwolnionych rynków, ale pozostawili nietknięte główne założenie ery Reagana/Thatcher - że mechanizmy rynkowe są podstawowym narzędziem realizacji wspólnego dobra. Zgodnie z tym przekonaniem, przyjęli oni rynkową wersję globalizacji i z zadowoleniem przyjęli rosnące przechwytywanie gospodarki przez kapitalizm rynku finansowego".

Co teraz? Wstępna propozycja rozwiązania Michaela Sandela brzmi następująco (s. 52):

"Aby przywrócić demokrację, musimy znaleźć drogę do bardziej moralnie solidnego dyskursu publicznego - takiego, który poważnie traktuje niszczący wpływ merytokratycznej konkurencji na więzi społeczne, które składają się na nasze życie wspólnotowe".

Aby zrozumieć tę propozycję nieco szerzej, kontynuujemy czytanie na stronie 361 jego książki:

"Jeśli demokracja nie jest niczym więcej niż ekonomią przy użyciu innych środków, jeśli polega jedynie na sumowaniu naszych indywidualnych interesów i preferencji, to jej los nie zależy od moralnych więzi jej obywateli. Konsumpcyjna koncepcja demokracji może spełniać swoją ograniczoną rolę niezależnie od tego, czy dzielimy tętniące życiem życie wspólnotowe, czy też zamieszkujemy sprywatyzowane enklawy z ludźmi naszego pokroju.

Ale jeśli dobro wspólne można osiągnąć tylko wtedy, gdy wspólnie z naszymi współobywatelami zastanawiamy się nad celami godnymi naszej wspólnoty politycznej, to demokracja nie może być obojętna na charakter życia społecznego. Nie wymaga to idealnej równości. Konieczne jest jednak, aby obywatele z różnych środowisk spotykali się we wspólnych przestrzeniach i miejscach publicznych. W ten sposób uczymy się negocjować i znosić nasze różnice. W ten sposób udaje nam się dbać o wspólne dobro".

Kilka stron wcześniej (s. 356) Michael Sandel jeszcze wyraźniej opisuje niebezpieczeństwo dzisiejszego skrajnego indywidualizmu:

"Bycie zorientowanym wyłącznie lub przede wszystkim na (społeczny) awans w niewielkim stopniu pielęgnuje więzi społeczne i obywatelskie, których wymaga demokracja. Nawet społeczeństwo, które odnosi większe sukcesy w zakresie mobilności w górę niż nasze, powinno również pozwolić tym, którzy nie awansują, rozwijać się w miejscu i czuć się członkami projektu społecznego".

Jak to możliwe, że najwyraźniej zrezygnowaliśmy z dobra wspólnego? Wyjaśnia (na s. 315):

"Jednak idea, że pieniądze, które zarabiamy, odzwierciedlają wartość naszego wkładu w społeczeństwo, stała się głęboko zakorzeniona w ostatnich dziesięcioleciach. Rozbrzmiewa ona w całej kulturze publicznej.

Merytokratyczna selekcja pomogła ugruntować tę ideę. Dotyczy to również neoliberalnej lub zorientowanej na rynek wersji globalizacji, która została przyjęta przez ugruntowane partie centroprawicowe i centrolewicowe od lat 80-tych. Nawet gdy globalizacja doprowadziła do ogromnych nierówności, te dwa poglądy - merytokratyczny i neoliberalny - ograniczyły podstawy do sprzeciwu wobec niej. Podważały one również godność pracy i podsycały niechęć wobec elit, a także odpowiadające im reakcje polityczne".

I dalej (na s. 325):

"Każda poważna odpowiedź na frustrację klasy robotniczej musi zwalczać elitarną protekcjonalność i uprzedzenia, które dojrzały w kulturalnej sferze publicznej. Musi również umieścić godność pracy w centrum agendy politycznej. (...) Sposób, w jaki społeczeństwo uznaje i nagradza pracę, ma kluczowe znaczenie dla tego, jak definiuje wspólne dobro".

Opisuje jednak również możliwe wyjście z tej nieszczęśliwej sytuacji (na s. 330):

"Wszechogarniający gniew w kraju jest bowiem przynajmniej częściowo kryzysem uznania. A nasz wkład w dobro wspólne, za który otrzymujemy uznanie, jest dokonywany w naszej roli producentów, a nie konsumentów.

...

Nie można tego osiągnąć wyłącznie poprzez działalność gospodarczą. Ważniejsze jest negocjowanie z naszymi współobywatelami, jak osiągnąć dobre i sprawiedliwe społeczeństwo - takie, które kultywuje cnoty obywatelskie i upoważnia wszystkich do wspólnego myślenia o wartościowych celach dla naszej wspólnoty politycznej".

I dalej (na s. 332):

"Obywatelska koncepcja dobra wspólnego wymaga zatem pewnego rodzaju polityki, która zapewnia możliwości publicznej dyskusji. Ale sugeruje również pewien sposób myślenia o pracy. Z perspektywy wyobraźni obywatelskiej naszą najważniejszą rolą w gospodarce nie jest rola konsumenta, ale producenta. W związku z tym rozwijamy i ćwiczymy nasze umiejętności; dostarczamy towary i usługi, aby zaspokoić potrzeby naszych współobywateli i otrzymujemy w zamian uznanie społeczne. Prawdziwa wartość naszego wkładu nie może być mierzona otrzymywanym wynagrodzeniem, ponieważ płace są ... zależą od losowości podaży i popytu. Wartość naszego wkładu zależy raczej od moralnego i obywatelskiego znaczenia celów, którym służą nasze wysiłki. Obejmuje to niezależną ocenę moralną, której rynek pracy, jakkolwiek wydajny, nie może zapewnić".

Aby wzmocnić swoje przemyślenia, Sandel cytuje nawet list pasterski Krajowej Konferencji Biskupów Katolickich USA (s. 334):

"Wszyscy ludzie 'mają obowiązek być aktywnymi i produktywnymi uczestnikami życia społecznego', a państwo ma 'obowiązek organizowania instytucji gospodarczych i społecznych tak, aby ludzie mogli wnosić wkład w społeczeństwo w sposób szanujący ich wolność i godność pracy'". "

Wreszcie kluczowe pytanie (s. 338):

"Teraz pytanie brzmi, jak mógłby wyglądać alternatywny projekt polityczny".

Ostatni rozdział książki Sandela nosi podtytuł "Uznanie pracy". Przytaczam tutaj ostatnie zdania tego rozdziału, ponieważ są one bardzo ważne dla naszej dalszej dyskusji na temat koniecznej odnowy naszej demokracji (s. 352-353):

"Debata o tym, kto jest twórcą, a kto biorcą w dzisiejszej gospodarce, ostatecznie sprowadza się do debaty o sprawiedliwym wkładzie - o tym, które role gospodarcze powinny być cenione i uznawane. Dokładna dyskusja na ten temat wymaga publicznej debaty na temat tego, co należy uznać za wartościowy wkład w dobro wspólne. ... Ale moim głównym celem jest to, że godność pracy może zostać odnowiona tylko wtedy, gdy będziemy debatować nad kwestiami moralnymi, które leżą u podstaw naszego porządku gospodarczego - kwestiami, które zostały zaciemnione przez technokratyczną politykę ostatnich dziesięcioleci.

Jedno z tych pytań dotyczy tego, jakie rodzaje pracy zasługują na uznanie i docenienie. Inne dotyczy tego, co jesteśmy winni sobie nawzajem jako obywatele. Pytania te są ze sobą powiązane. Nie możemy bowiem określić, co liczy się jako wartościowy wkład, bez wspólnego zastanowienia się nad celami i zadaniami naszego życia społecznego. A nie możemy myśleć o wspólnych celach i zadaniach bez poczucia przynależności, poczucia obowiązku wobec siebie nawzajem jako członków społeczności. Tylko w takim stopniu, w jakim polegamy na innych i uznajemy naszą zależność, naprawdę mamy powód, by doceniać ich wkład w nasz wspólny dobrobyt. Wymaga to wystarczająco silnego poczucia wspólnoty, aby obywatele mogli powiedzieć i uwierzyć, że "wszyscy jedziemy na tym samym wózku" - nie jako rytualne zaklęcie w czasach kryzysu, ale jako zrozumiałe odzwierciedlenie naszego codziennego życia.

W ciągu ostatnich czterech dekad napędzana przez rynek globalizacja i merytokratyczne pojęcie sukcesu rozerwały te moralne więzi. Globalne łańcuchy dostaw, przepływy kapitału i kosmopolityczne tożsamości, którym sprzyjają, sprawiły, że jesteśmy mniej zależni od naszych współobywateli, mniej wdzięczni za ich pracę i mniej otwarci na żądania solidarności. Merytokratyczna selekcja nauczyła nas, że nasz sukces opiera się na naszych własnych osiągnięciach, niszcząc nasze poczucie obowiązku. Znajdujemy się teraz w samym środku wściekłego wichru, który wywołała ta dezintegracja. Aby przywrócić godność pracy, musimy naprawić więzi społeczne, które zniszczyła era merytokracji".

Jak zauważyliście, kursywą podkreśliłem kilka myśli z książki Sandelsa. Przedstawmy je jeszcze raz, abyśmy mogli je lepiej zapamiętać podczas dalszej lektury mojej książki.

"Dwa aspekty tego projektu stworzyły warunki, które podtrzymują populistyczny protest. Jednym z nich jest technokratyczny sposób kształtowania wspólnego dobra, a drugim merytokratyczny sposób definiowania zwycięzców i przegranych".

"Aby ożywić demokrację, musimy znaleźć drogę do bardziej moralnie solidnego dyskursu publicznego - takiego, który poważnie traktuje niszczący wpływ merytokratycznej konkurencji na więzi społeczne, które składają się na nasze wspólne życie".

"Nie wymaga to idealnej równości. Konieczne jest jednak, aby obywatele z różnych środowisk spotykali się we wspólnych przestrzeniach i miejscach publicznych. W ten sposób uczymy się negocjować i znosić nasze różnice. W ten sposób udaje nam się dbać o wspólne dobro".

"... nie chodzi tylko o płace i pracę, ale także o szacunek społeczny".

"... sposób, w jaki społeczeństwo uznaje i nagradza pracę, ma kluczowe znaczenie dla tego, jak definiuje wspólne dobro".

"Koncepcja społeczeństwa obywatelskiego jako dobra wspólnego wymaga zatem pewnego rodzaju polityki, która zapewnia możliwości publicznej dyskusji".

"Ponieważ nie możemy zdefiniować tego, co liczy się jako wartościowy wkład, bez wspólnego zastanowienia się nad celami i zadaniami naszego życia społecznego. A nie możemy myśleć o wspólnych celach i zadaniach bez poczucia przynależności, poczucia obowiązku wobec siebie nawzajem jako członków społeczności".

To właśnie tym utraconym poczuciem wspólnoty zajmuję się w innych rozdziałach tej książki. Oczywiście obejmuje to również politykę, która musi zapewniać warunki do publicznej dyskusji. Ale przede wszystkim polityka, która umożliwia obywatelom z różnych społeczności, rodzin, rodzin wielopokoleniowych, gmin, a nawet większych dzielnic, spotykanie się w miejscach publicznych w grupach, które są wspólne, ale zawsze możliwe do zarządzania, w celu dbania o wspólne dobro. Aby to zrobić, musimy zacząć od zera. Musimy stworzyć nowe domy dla takich spójnych grup ludzi. Aby to zrobić, potrzebujemy nowej infrastruktury miejskiej i nowych obiektów socjalnych dla wszystkich grup społecznych.

W rozdziałach 3 i 4 przedstawiam moją wizję naszej globalnej społeczności w niedalekiej przyszłości (za kilka dekad) i sposób, w jaki można ją zrealizować w praktyce. Ale zanim to nastąpi, w rozdziale 2, zwracam się z bezpośrednim apelem do naszych młodych ludzi. Bez ich udziału nie możemy mieć nadziei na pokojową przyszłość jako jedna światowa społeczność.